Morał taki, że w sztuce nie zawsze o morał chodzi. Czasem o magię, czasem o emocje, czasem o inne rzeczy...
Czyli dobrego miałem nosa. W ogóle to mam ochotę na porównanie tego filmu to głównej postaci jaka w nim występuje, czyli... w jakimś tam stopniu wyzywający, ekscentryczny, ale przede wszystkim powierzchownie kolorowy, zaś wewnętrznie jako bełkot bez znaczenia. Takie "kociak robi mrauuu" przez 2 godziny.
...A nie o tym że ważna jest akceptacja i ciepłe spojżenie na drugiego człowieka? ( Chociaż abstrachując od upodobań odzieżowych - gł postac to coś więcej niż ekscentryk - krejzol)
Fajny film, tylko jak go oglądałem to mnie trochę gniotło że bohater zachowuje się tak dziko.
Nos nastawiony na wyszukiwanie wyłącznie moralizowania i podłączony do OUN odrzucającego prawdziwe wartości i walory nie jest według mnie nosem dobrym. No ale to tak na mojego nosa oczywiście. ;-)
OUN? Doprawdy nie wiem o co chodzi.
A nos? Nos był użyty tylko w kwestii morału, o który pytałem. To nie jest tak, że pytając o morał podkreśliłem, że tylko on mnie w filmie interesuje. Nic takiego nie zrobiłem. A zapytałem o niego dlatego, bo jest to film spod bandery "filmweb poleca" a tymczasem trudno mi w nim znaleźć coś wartościowego. Wygląda trochę jak bańka mydlana. Gdzieś tam się pod odpowiednim kątem mieni, ale w środku zupełnie pusty. Taki suchy (może rzeczywiście momentami efektowny) pokaz slajdów nie wyzwalający żadnych emocji, nie śmieszny. Po prostu nudna prezentacja etapów życia bohatera.
Czy jest to film o tym, że ważna jest akceptacja i ciepłe spojrzenie? Wątpliwe. A niby czemu ten miałby takim być? Jakie przesłanki ku temu? Dlaczego miałbym obdarzyć ciepłym spojrzeniem kogoś kto podchodzi do mnie z ulicy i mówi per 'kociaku'. Absolutnie nie czuję się do tego w takiej sytuacji zobowiązany, tym bardziej jeśli jest to facet (wtedy traktuję to jako drwinę z mojej osoby). Cóż, może lezie w tym filmie właśnie o stereotypy zachowań ale do jasnej cholery co jest w nich złego? Ludzkość jakoś trwała przez tysiące lat, rozwijała się, dlaczego nagle mam wywrócić światopogląd do góry nogami?
Skąd takie założenie, że FW poleca wyłącznie filmy moralizatorskie?
Załączony OUN podpowiada czasem: http://ag.bocznica.org/ ;-)
Nie jestem zakorzeniony w światku internetowym tak mocno jak być może Ty. Nie należy do moich odruchów naturalnych zwracanie się z wszystkimi rozterkami do google.pl, dodatkowo na co dzień nie używam skrótów medycznych o których spontanicznie nigdy nie myślę. A czy Ty, czy Ty w mowie potocznej mówisz swojej dziewczynie: "masz coś z OUN?". Chyba wole bardziej lakoniczne zastępniki, choć być może nie znajdziesz ich znaczenia w google.pl
Założyłem, że filmweb poleca filmy dobre, nic innego. Powtarzam raz kolejny: upatrywałem w ewentualnym morale ostatniej deski ratunku dla tego filmu, bo a nóż mógł mi umknąć.
To się nie nazywa zakorzenienie w światku internetowym, to się nazywa korzystanie z szarych komórek, czyli z OUN właśnie. No ale polska szkoła nie uczy, jak szybko i sprawnie, bez wysiłku zdobywać wiedzę (np. co to jest OUN), polska szkoła wtłacza tę wiedzę (np. co to jest OUN), no a ta szybko ulatuje, jak życie uczy. Koszmarna jest ta polska szkoła pod wieloma względami, hehe.
Tak, tak, omówień tego typu używam na co dzień, choć nie w rozmowie ze swoją dziewczyną, bo jestem gejem. Są zabawne (nawet jeśli Cię nie bawią).
Film opowiada o magicznym wewnętrznym świecie głównej bohaterki i o tym, jak ta magia oddziaływała na otaczający świat. Ta magia oddziałuje też na widza i to właśnie czyni film godnym uwagi. Oczywiście nie jest możliwe, by oddziaływała na każdego widza. Mnie akurat, podobnie jak Ciebie, ten rodzaj magii nie oczarowuje, ale że ona jest, to nie mam wątpliwości.
Doprawdy zapierający dech w piersiach wykład o szkole. Dali Bóg nie uczęszczałem do niej ani duchem, ani umysłem. A taką ciekawostkę mam dla Ciebie bo wyszperałem w wikipedii: podobno "OUN" jest już przestarzałe i nikt go nie użyła, wyparło go "CUN". Zapomniałeś się zaktualizować.
Co zaś sie tyczy tej domniemanej magii: różdżka sie pewnie przetarła, czy cuś. W tarota też nie wierzę :P
Jeśli Ty z zasady taki serio jesteś jak w tej rozmowie, to myślę, że żadna magia na Ciebie nie oddziałuje, ale to nie znaczy, że świat czy kino są jej pozbawione.
Bądź sobie trendy, naśladuj, lobbuj..., a od mojego OUN wara! Pozwól przetwarzać i wybierać informacje, ok? Domniemane deficyty czasem okazują się przejawem zachodzenia procesu myślowego i zdolności dokonywania wyboru, ale ciekawostkę faktycznie zapodałeś. Jednozdaniowy wykład to faktycznie kuriozum. Generacja SMS! Umba, umba! ;-D
Nie serio, a podirytowany, bo popadasz w swoich wypowiedziach w same to skrajności. Raz kiedy ktoś zapyta o jakiś skrót którego nigdy nie słyszał strzelasz wykład o tępocie współczesnej oświaty, później jak dodaję, że sie go już raczej nie stosuje wrzucasz haniebne "wara!", (kiedy tu chodzi o zrozumienie!!). Dalej dodajesz, żebym trendy był, naśladował i tak dalej i tak dalej, kiedy ja nigdy nie chciałem takim być. Na końcu definiujesz moja relację z całym dosłownie kinem przez pryzmat jednego małego, gównianego w dodatku tytułu. W dodatku bzdurną i nieprawdziwą. Jesteś też złośliwy pisząc o jakimś pokoleniu esemesa jakbyś nigdy w życiu nie słyszał jednozdaniowej ciekawostki! No bój się Boga chłopie! Ciekawostka zresztą sama ze swojej nazwy jest czymś krótkim, nie uważasz?
P.S. Kino z założenia już jest raczej sztuką magiczną, mamy tu do czynienia z czymś absolutnie niezwykłym, gdzie zostaje zawieszony czas, gdzie prezentowany świat na wzór rzeczywistego nie ma koloru i inne takie. Natomiast dla mnie ten film jest zbytnio na pokaz i nie widzę ponad tą magię do której przywykłem żadnej innej. Ot targanie emocjami widza poprzez serwowanie skrajności właśnie pokroju tych, które teraz prezentujesz.
Pozdro od dziecka esemesa!
Wykłady, definiowanie jakichś relacji, dekonstrukcje żartów i uszczypliwości, czynienie z rzeczy irrelewantnych istoty rzeczy... Chłopie, kto tu popada w skrajności.
No tak, irytację da się wyczuć, od pierwszego posta. Wyluzuj może zatem, bo jak się tak będzie ona wzmagać z postu na post, to Ci w końcu żyłka pęknie. A tego nie życzę. Trzymaj się!
Morał jest dla mnie osobiście czytelny, "nie można brać życia na poważnie". Chyba każdy zauważył, ile razy w filmie pada słowo 'serious'. Patrick nie może się spełnić w tym "głupim poważnym świecie" (I've nothing left to live for in this stupid, serious world.) Ale w Londynie odchodzi od zmysłów (w areszcie - świetna jazda:D), potem w burdelu odnajduje siebie, mamę, "odnajduje" ojca, już jako piękna przystosowana kobieta, osiąga równowagę psychiczną. Bo jednym słowem olał wszelkie konwencje, dobitnie utożsamiane z tymi wiejskimi plotkarami na przykład.